Chrześcijaństwo dzisiaj - Stowarzyszenie Muzułmańskie Ahmadiyya
W imię Allaha Miłosiernego Litościwego
Nie ma nikogo godnego czci oprócz Allaha i Muhammad jest Jego Posłańcem
Muzułmanie którzy wierzą w Mesjasza,
Hazrat Mirza Ghulam Ahmad Qadiani (as)
Powiązane treści
Chrześcijaństwo dzisiaj

Chrześcijaństwo dzisiaj

Największym problemem stojącym przed światem dzisiejszego chrześcijaństwa nie jest brak zrozumienia, lecz brak chęci i woli do zaakceptowania prawdy. Chrześcijaństwo, mityczne czy też autentyczne, stało się nieodłączną częścią zachodniej cywilizacji i odegrało ważną rolę w ich podbojach kolonizacyjnych i imperialnych. Podtrzymuje ona ich ustroje polityczne oraz ekonomiczne oraz zapewnia im spójność i zgodę, która utrzymuje ich potężną i zjednoczoną pozycję. Odegrała ona istotną rolę w zbudowaniu i utwierdzeniu zawiłych socjo-politycznych i ekonomicznych ustrojów Zachodu. Wszystko, co postrzega się jako cywilizację Zachodu, bądź też Imperializm Zachodu i jego dominację, przesiąknięte jest jakimiś elementami chrześcijaństwa. W swej obecnej formie chrześcijaństwo wydaje się być nastawione o wiele bardziej na służenie sprawom materialnym Zachodu zamiast jego sprawom duchowym, podczas gdy w przeszłości rolą chrześcijaństwa było głównie podtrzymywanie chrześcijańskiej wiary oraz budowanie wartości moralnych.

Jednak najbardziej historyczną rolą, jaką odegrało chrześcijaństwo było zbudowanie i wzmocnienie Imperializmu Zachodu. Orient podbito dzięki chrześcijańskiemu ferworowi, a w szczególności walki imperium muzułmańskiego zmotywowane były chrześcijańską nienawiścią w stronę Islamu.

Chrześcijaństwo i Kolonializm

Gdy kolonializm podporządkował sobie cały kontynent Ameryki i oplótł Afrykańczyków od stóp do głów w łańcuch politycznego związania, nie musieli oni długo czekać, zanim to zostali oni także zakuci w łańcuchy ekonomicznego niewolnictwa. Podboje imperialne są bez znaczenia bez ekonomicznej podległości ludności. Nie za daleko z tyłu za panami politycznymi i ekonomicznymi przyszli księża chrześcijańscy w szatach pokory i samo poświęcenia. Cel ich wizyty w Afryce zdawał się być diametralnie przeciwny temu ich politycznej i ekonomicznej straży przedniej. Mówili, iż przybyli nie zniewalać, ale uwalniać dusze Afryki. O dziwo Afrykańczycy nie poddawali w wątpliwość tych rzekomo szlachetnych intencji. Czemu nie zapytali się oni grzecznie dobrodusznych przywódców Kościoła, dlaczego ulitowali się oni jedynie nad ich duszami? Czyż nie widzieli, jak bezlitośnie zniewolono ich ciała? Jak niepowstrzymanie okradziono ich z politycznej niepodległości? Jak zostali zakuci w kajdany ekonomicznej niewoli? Czemuż nie zlitowali się nad ich fizyczną niewolą i dlaczego byli oni zainteresowani jedynie uwolnieniem dusz zniewolonego ludu?

Nieunikniona sprzeczność jest oczywista, ale nie wydała się ona taką oczywistą tym, którzy polegli ofiarą chrześcijańskich machinacji. Afryka jest rzeczywiście naiwna, tak samo dziś jak i dwieście lat temu. Afrykańczycy nadal nie dostrzegają przestępstwa ich politycznego i ekonomicznego zniewolenia poprzez niewidzialny, sterowany zdalnie ustrój neokolonializmu. Nadal nie rozumieją, iż chrześcijaństwo jest jedynie sposobem podporządkowania ich sobie. Jest niczym narkotyk, który uśpił ich głębokim snem zapominalstwa. Daje im fałszywe poczucie należenia do swych władców, ponieważ coś ich łączy. To te same poczucie przynależności skłoniło ich do imitacji jakże drogiego, zachodniego stylu życia. Drzewa sadzi się na zagranicznych glebach, a jedynie owoce zwozi z powrotem do ludzi, którzy jakimś sposobem uzależnili się od ich smaku. To takie małe zobrazowanie, jak chrześcijaństwo zawsze było nieodzowne dominacji imperialnej i ekonomicznej przez Zachód Trzeciego Świata.

W samym Zachodzie, bez względu na to, czy prosty człowiek rozumie zawiłości chrześcijańskich dogmatów, czy też nie, widzi on chrześcijaństwo jako nieodłączną część swej kultury i cywilizacji. Powinno się pamiętać, iż prawdziwa siła wartości chrześcijańskich, gdziekolwiek one by przetrwały, nie leży w chrześcijańskim zestawie mitycznych wierzeń. Leży natomiast w podkreśleniu życzliwości, współczucia, pomocy cierpiącym i innych takich wartości, które to stały się prawie równoznaczne chrześcijaństwu. Mimo iż wartości te są wspólne wszystkim religiom na świecie i wydają się wyznaczonym nam przez Boga celem do osiągnięcia, jakimś jednak sposobem potężna propaganda chrześcijaństwa podkreśla je jako należące wyłącznie chrześcijaństwu i udało jej się przekonać ku temu większość ludzi. To przesłanie współczucia, życzliwości, pobożności i łagodności stanowi istną muzykę dla uszu. To właśnie ten świat romantyzmu zwykle przyciąga ludzi do chrześcijańskiej wiary. Jednakże, ramię w ramię, a jednak nie postrzegane razem, funkcjonują twarde, polityczne i ekonomiczne realia Zachodniego życia i jego ujarzmienia sobie reszty świata.

Wydaje się, iż dogmatyczne paradoksy, z którymi chrześcijanie muszą żyć w jakiś sposób przenikały i do ich zachowania. Życzliwość, pokora, tolerancja, poświęcenie i wiele innych równie szlachetnych słów idzie ramię w ramię z okrucieństwem, nierównouprawnieniem, wielką niesprawiedliwością i podbojem na wielką skalę bezbronnych ludzi świata. Praworządność, sprawiedliwość i fair play wydają się być walutą uznawaną jedynie wewnętrznie w zachodnich kulturach. W obszarze międzynarodowych relacji, jednak, traktowane są one jako głupie i przestarzałe pojęcia, które serio traktują jedynie naiwni.

Polityka międzynarodowa, dyplomacja i relacje gospodarcze nie znają sprawiedliwości innej niż ta, która służy interesom państwowym. Wartości chrześcijańskie, bez względu na to, jak dobre by nie były, nie mają wstępu do domeny polityki i gospodarki Zachodu. Stanowi to najtragiczniejszą sprzeczność współczesnych czasów.

Chrześcijaństwo pokazywane jest jedynie jako atrakcyjna, zachodnia cywilizacja i kultura, nawołująca świat orientalny do wygodnego, beztroskiego życia bez zakazów, w porównaniu do zwykle surowych praw panujących w jego podupadających kręgach religijnych. Ten wyzwalający przekaz jest często źle pojmowany przez masy półanalfabetów krajów Trzeciego świata jako coś bardzo atrakcyjnego. Jeśli dodać do tego psychologiczną korzyść nabycia poczucia przynależności do świata rozwiniętego poprzez wspólnotę religii, jasna staje się prawdziwa rola chrześcijaństwa polegająca na przyciąganiu do siebie w dużych ilościach uciśnionych ludzi, którzy w swych własnych społeczeństwach rządzonych klasowymi podziałami stanowią margines. Zrozumienie dogmatów chrześcijaństwa wychodzi poza ich możliwości. Służy ono jedynie pozornemu polepszeniu ich ludzkiego statusu.

Z powyższego powinno być jasne, iż omawiane chrześcijaństwo jest bardzo odległe chrześcijaństwu Jezusa Chrystusa. Rozumienie kultury Zachodu jako chrześcijaństwa stanowi wielki błąd. Przypisanie obecnej formy chrześcijaństwa, w swoich różnych aspektach, Chrystusowi to ujma jego imieniu. Oczywiście istnieją wyjątki do każdej reguły. Żadne stwierdzenie odnoście całości jakiejkolwiek dużej grupy nie jest prawdziwe. Niewątpliwie istnieje mała grupa indywidualnych wysepek nadziei i życia w chrześcijańskim świecie, w którym chrześcijańska prawdomówność, miłość i poświęcenie są autentycznie praktykowane. Są to wysepki nadziei, wokół których szaleją oceany niemoralności, powoli zmywając coraz to więcej z ich brzegów. Gdyby nie te sporadyczne, wyraźne przykłady praktyk chrześcijańskich w duchu Jezusa Chrystusa, bez względu na to, jak rzadkich, zachodni horyzont całkowicie spowiłaby ciemność. Bez chrześcijaństwa brak światła w cywilizacji Zachodu, ale i to światło szybko przygasa.

Dla świata chrześcijańskiego niezbędny jest powrót do prawdy Chrystusa i wyleczenie się z własnej podzielonej osobowości oraz nieodłącznej hipokryzji. Dalsze życie w świecie mitów i legend stanowi wielkie zagrożenie. Głównym celem tego wywodu jest uświadomienie światowi chrześcijaństwa możliwych zagrożeń wynikających z poszerzającej się rozbieżności między ich wiarą, a czynami. Mity są akceptowalne, o ile służą one podporządkowaniu najniższych warstw społeczeństwa hierarchii systemu, który nimi włada i wykorzystuje ich nieświadomość poprzez dalsze ogłupianie. Jednak w przypadku przekonań pełniących ważną rolę w ożywieniu umarłego ludu i odbudowaniu jego szybko rozpadających się wartości moralnych, takie mity nie znajdują pożytku. Stanowią zwykłe fantazje, a fantazje nie mogą odgrywać znaczącej roli w sprawach ludzkich.

Ponowne Nadejście Jezusa Chrystusa

Teraz zademonstrować można zastosowanie poczynionych obserwacji. Kwestia istotna w dzisiejszym przetrwaniu ludzkości obraca się wokół obrazu Jezusa Chrystusa. Wielce istotne jest zatem zrozumienie jego prawdy. Czym on był i jaką rolę spełnił swym nadejściem w podupadającej społeczności Judaizmu? Jak poważnie traktować możemy obietnicę jego drugiego nadejścia? Są to istotne kwestie, które musimy poruszyć.

Jeśli wizerunek Jesusa Chrystusa jest nieprawdziwy i stanowi jedynie wytwór ludzkiej wyobraźni, to nie można liczyć na jego powtórne nadejście. Jednakże nie stanowi on wytworu wyobraźni. Człowiek ten żył naprawdę i tylko jako taki mógłby się na nowo narodzić jako ludzkie dziecko, a nie nadejść jako duch odwiedzający śmiertelników. Takie rzeczy nie występują w realiach ludzkiego życia. Ponadto, ludzie żyjący w świecie mitów i legend nie dostrzegą nigdy swego zbawcy, kiedy i o ile taki nadejdzie.

Jeśli Jezus naprawdę był Synem Bożym, tak jak to mówią chrześcijanie, to powróciłby on oczywiście w chwale, spoczywając na ramionach prawdziwych aniołów. Jednak, jeśli stanowi to tylko romantyczny wymysł chrześcijańskiej wyobraźni, to takie zdarzenie nie będzie miało miejsca. Ten świat nie uświadczy nigdy przedziwnego zdarzenia zstąpienia z nieba boga pod ludzką postacią wraz z oddziałem aniołów go wspomagających i śpiewających jego pieśni.

Sam pomysł jest dla ludzkiego rozumu i logiki odrażający. Stanowi on najbardziej szaloną bajkę kiedykolwiek wymyśloną aby otumanić ludzi. Z drugiej jednak strony, jeśli zaakceptować rozumienie Jezusa Chrystusa przez Ahmadiyya, zamieniłoby to ten fikcyjny scenariusz na taki, który jest nie tylko akceptowalny przez ludzkie pojmowanie, ale i silnie podparty całą religijną historią ludzkości. W tym przypadku oczekiwalibyśmy zbawiciela nie innego niż Chrystus podczas swego pierwszego nadejścia. Spodziewalibyśmy się kogoś skromnego pochodzenia, podobnego Jezusowi Chrystusowi za jego pierwszego nadejścia, pełniącego duszpasterstwo w ten sam sposób. Należałby on do religijnego ludu podobnemu temu Żydów z Judei, zarówno co do cech jak i ich okoliczności. Nie tylko by go nie przyjęli na swego Obiecanego Reformatora, którego to wypatrywaliby jako swego Zbawcę zesłanego przez Boga, ale także poczynili by wszystko, co w ich mocy, aby go zgładzić. Na nowo przeżyłby on życie Jezusa Chrystusa i traktowany by był z tą samą nienawiścią, niechęcią i butą. Ponownie by cierpiał, nie z rąk własnego ludu, lecz z rąk wrogich sił podobnych tym, które zwalczały go poprzednio. Cierpiałby on także z rąk odgórnej władzy obcej, imperialnej potęgi, pod którą narodziłby się pośród zniewolonego ludu.

Piotr Uspenski, wybitny rosyjski żurnalista początku dwudziestego wieku, pisząc na temat ponownego nadejścia Jezusa Chrystusa, podzielał ten sam pogląd.

„W żaden sposób nie stanowi to nowego pomysłu, aby Chrystus, urodzony później na ziemi, nie tylko nie mógłby być głową chrześcijańskiego kościoła, ale najprawdopodobniej nigdy nawet do niego nie należeć, a w okresach największej władzy i potęgi Kościoła z pewnością mógłby być uznany za heretyka i spalony na stosie. Nawet w naszych bardziej oświeconych czasach, kiedy to kościoły chrześcijańskie, nawet jeśli nie zatraciły swych anty-chrześcijańskich cech, to przynajmniej poczęły je ukrywać, Chrystus mógłby żyć bez opresji „skrybów i Faryzeuszy” być może jedynie gdzieś na rosyjskiej pustelni.”[1]

Stanowi to jedyny prawdziwy proces powstawania boskich posłańców i reformatorów. Każde inne tego wyobrażenie jest puste, fałszywe i bezsensowne.

Zawsze jest tak, iż ludzie, którym zsyłane jest w czasie spełnienia proroctw co do nadejścia Posłańców Bożych zbawienie, zwykle go ich nie dostrzegają. W trakcie czasu od ostatniego nadejścia zdołają oni zmienić obraz swego reformatora z prawdziwego na fikcję. Zaczynają oczekiwać na pojawianie się i zmaterializowanie urojenia, podczas gdy miejsce ma jedynie powtórzenie historii, tak jak to miało miejsce i za czasu pierwszego Posłańca Bożego. Reformatorzy zawsze ukazują się jako pokorni ludzie zrodzeni z ludzkich matek i zawsze traktowani są podczas swego życia jako ludzie. Dopiero długo po ich śmierci rozpoczyna się proces ich deifikacji. W ten sposób ich gładkie przyjęcie podczas swej kolejnej wizyty staje się niemożliwe.

Gdy przed takimi religijnymi ludźmi staje prawdziwy boski reformator, zawsze jako zwykły, pokorny człowiek, z góry go odtrącają. Gdy oczekuje się zmaterializowania wróżki czy ducha, jak można zaakceptować zwykłego człowieka. To dlatego właśnie świat nie spostrzegł drugiego nadejścia Jezusa Chrystusa, które to miało już miejsce.

Może to stanowić dość daleko wysunięty wniosek, który zapewne większość czytelników odrzuci wprost. Jakim sposobem Jezus miał już nadejść i odejść bez bycia zauważonym przez świat? Jak mógł go nie spostrzec cały świat Chrześcijaństwa i Islamu? Współczesne czasy doświadczyły już wielu takich pretendentów, z których niektórzy wywołali nawet chwilowe poruszenie, lecz gdzie podziali się oni dzisiaj?

W dzisiejszych czasach przeróżne kulty wyrastają niczym grzyby po deszczu w wielu krajach, a sporadycznie zdarzają się i pogłoski o powrocie Jezusa czy też o nadejściu kogoś jego powrót zapowiadającego. Być może było tak i w tym przypadku. Dlaczego ktokolwiek rozsądny miałby nawet marnować czas na rozważanie czegoś takiego? Z pewnością poskutkowałoby to powstaniem poważnych wątpliwości oraz zmierzeniem się z poważnym problemem. Chcielibyśmy jednak nakłonić czytelnika do rozważenia ewentualności, w której to autentycznie nadszedł Chrystus. Czy jego ponowna wizyta stanowi jedynie urojenie, czy też naprawdę mógłby on ponownie zstąpić na ziemię, we własnej osobie bądź też za czyimś pośrednictwem? Trzeba tę kwestię rozwiązać zanim będziemy podejmować próbę wyjaśnienia wyżej wymienionych niepewności.

Czy świat, chrześcijański czy też muzułmański, autentycznie jest psychologicznie przygotowany do zaakceptowania drugiego nadejścia Jezusa? Jeśli tak, to w jakiej formie i w jaki sposób? Jeśli spojrzeć na to zarówno z punktu widzenia chrześcijan, jak też i muzułmanów, to ponowne nadejście Chrystusa, jeśli by miało miejsce, odbyłoby się z wielkim rozmachem, w chwale i pełne jasnych znaków, a sam Jezus zstąpiłby z niebios w środku dnia wraz z zastępem aniołów, iż nawet największy sceptyk nie byłby w stanie go nie zaakceptować.

Niestety, w dzisiejszym świecie zaakceptowany byłby tylko taki fantazyjny Jezus, który nigdy wcześniej w ludzkiej historii się nie przydarzył. Jeśli brać pod uwagę historię religijną, to znalazłyby się przypadki, w których to założyciele religii czy też inne święte osoby rzekomo wstąpiły do nieba wraz z ciałem. Jest tak dużo i występują one tak często, iż wydaje się naturalnym wywyższanie przez ludzi swych duchowych przywódców i nadawanie im cech nadludzkich. Jak można zaprzeczyć wszystkim tym wzmiankom, które to akceptują i w które wierzą być może i miliardy obecnie żyjących ludzi? Samych chrześcijan i muzułmanów wierzących w podobne dziwne zjawiska jest ponad dwa miliardy. Czytelnik może zatem zapytać, jakie mamy my, albo też ktokolwiek inny na świecie, prawo, by odrzucać wszystkie takie poglądy jako nieprawdziwe i wymyślone? Przyznajemy, iż zbadanie tego w takim świetle stanowiłoby ciężką próbę obalenia tych poglądów jako nie posiadających podparcia w pismach religijnych, które przecież im folgują. Jeśli już wejdzie się w ten labirynt różnych możliwych interpretacji, staje się to tylko kwestią preferencji i wyboru. Każdy może wtedy interpretować pisma czy też zapisaną historię religijną dosłownie bądź metaforycznie. Wkraczanie w to grzęzawisko sprzecznych wytłumaczeń nie miałoby sensu. Istnieje jednak wyjście z tej uciążliwej sytuacji, które możemy czytelnikom przedstawić i im pozostawić jego uznanie bądź też odrzucenie.

Na rzecz dyskusji za prawdziwe uznajmy wszystkie rzekome przypadki religijnych przywódców wstępujących do nieba. Jeśli zatem przypadek wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa traktować mamy dosłownie, podobnie jak i jego ponowne przyjście, to nie ma powodu, dla którego nie powinniśmy równie poważnie traktować innych takich przypadków na świecie. Czemu wyjątek stanowić mieliby Eliasz; Król Salem; Dwunastu Imamów frakcji Szyitów w Islamie; wniebowstąpienie Hinduskich bogów; czy też inni podobni święci i tzw. personifikacje Boga? Bezpieczniej jest zatem unikać wchodzenia w takie nieproduktywne, próżne debaty z tymi, którzy podzielają takie przekonania. Można by zapytać wszystkich podobnych naiwnych wiernych, czy są w stanie wskazać choć jedne ponowne nadejście, we własnej osobie, któregoś z tych, którzy rzekomo zniknęli poprzez wniebowstąpienie. Czy w całej historii ludzkości istnieje choćby jeden przypadek cielesnego powrócenia kogokolwiek, o kim powiedziane jest, iż wstąpił do nieba wraz z ciałem? Jeśli tak, wskażcie go nam.

Stojąc w obliczu kompletnego braku dosłownego spełnienia takich przepowiedni, pozostają nam dwa wybory: albo odrzucić je jako fałszywe, albo zaakceptować je jedynie metaforycznie, tak jak to poczynił Jezus w przypadku ponownego nadejścia Eliasza. Jasnym staje się więc, iż ci, którzy czekają na dosłowne zstąpienie Jezusa z nieba wytworzyli mur między sobą a prawdą Jezusa. Jeśli Jezus przyjdzie ponownie, uczyni tak jedynie jako ludzka istota, podobnie jak pozostali oczekiwani boscy reformatorzy przed nim. Jeśli pojawi się on dziś jako zwyczajna, skromna osoba, pochodząca z krainy podobnej do Judei w Palestynie, której zostanie dana ta sama rola, którą odegrał podczas swojego pierwszego przyjścia, czy lud tej krainy potraktuje go inaczej, niż został on potraktowany wcześniej?

Obiecany Mesjasz

Tak właśnie wyglądało drugie nadejście Mesjasza, w którego wierzymy.  Niewiele ponad sto lat temu, skromnemu Słudze Bożemu, imieniem Mirza Ghulam Ahmad z Qadian, Bóg objawił, mówiąc, iż Jezus z Nazaretu, Syn Maryi, którego to dosłownego powrotu oczekują zarówno chrześcijanie jak i muzułmanie, był wyjątkowym Prorokiem Bożym, który umarł jak wszyscy inni prorocy Boga. Jego Świątobliwość Mirza Ghulam Ahmad ogłosił, iż Jezus nigdy nie wstąpił  ciałem do raju, aby oczekiwać na swoje ponowne zstąpienie na tę ziemię. Umarł on jak wszyscy pozostali Prorocy Boży i nie był nikim więcej, jak Prorokiem. Ponowne nadejście Jezusa Chrystusa, wyczekiwane zarówno przez chrześcijan, jak i przez muzułmanów, jak zostało mu przekazane, nastąpić miało duchowo, a nie dosłownie. To właśnie w celu wypełnienia tego proroctwa powołał go Bóg.

Mirza Ghulam Ahmad należał do szlachetnej rodziny zamieszkującej w Pendżabie(Indie). Dążyli oni głównie do rozbudowy swej fortuny i dobrego imienia, lecz on oddalił się od doczesnych dążeń i spędził większość swego życia czcząc Boga i studiując tematy religijne. Był on człowiekiem prawie straconym dla świata, mało znanym nawet w małej mieścinie, w której się narodził. Następnie zaczął się powoli wyłaniać na horyzoncie religijnym Indii jako silny orędownik sprawy Islamu. Stał się znany jako człowiek święty, o sławie tak wielkiej, iż budził szacunek nie tylko wśród muzułmanów, ale też wśród wiernych innych religii. Ludzie zaczęli w nim postrzegać człowieka obcującego z Bogiem modlitwy, którego były wysłuchiwane, a głęboka, szczera troska o ludzkość i ludzkie cierpienie – niepodważalne.

Islam, podczas tego okresu w Indiach, był niestety w bardzo opłakanym stanie. Stał się celem dla chrześcijańskich misjonarzy, którzy, zgodnie z polityką Imperium Brytyjskiego, przepuścili jadowitą kampanię wymierzoną przeciw nie tylko samym naukom Islamu, ale także i Świętemu Prorokowi. Także w Hinduizmie, głównej religii Indii, podejmować poczęto ambitne kroki w celu ożywienia hinduskiej kultury oraz zwyczajów i wyeliminowania z Indii Islamu i muzułmanów, portretując ich jako obcych bez prawa pozostania na jej ziemi. Najbardziej agresywną spośród różnych frakcji była Arya Samaj, rozpoczęta przez Pandit’a Swami Dyanand’a Sarsuti’ego (1824-1883) w 1875r. Być może dalej zmotywowało to Jego Świątobliwość Mirzę Ghulama Ahmada w rozpoczęciu obszernych badań podobnych religii w obronie Islamu.

Badania te jeszcze głębiej utwierdziły go w swym przekonaniu wyższości nauk Islamu. Zaimponowało mu wyróżniające się podejście Świętego Koranu do ludzkich problemów. Jak odkrył, Święty Koran, po przedstawieniu jakiegoś przykładu ludzkiego postępowania, nie zatrzymywał się na samym tym arbitralnym przykładzie, ale przedstawiał dalej pewne, logiczne argumentu potwierdzające, iż opisane rozwiązanie było najodpowiedniejszym w danych okolicznościach.

Jego badania umożliwiły mu w końcu bronić sprawy Islamu, która za tamtego czasu była praktycznie przegrana. Rozpoczął on zatem od najbardziej wymaganej rzeczy w obronie Islamu w Indiach w tamtym czasie, prowadząc dyskusje i debaty małej skali, które wraz z czasem rozrosły się do o wiele większych proporcji. Jego sława jako najbardziej kompetentnego orędownika sprawy Islamu rozbiegła się po świecie.

To właśnie wtedy rozpoczął on pisanie jednej ze swych największych, literackich prac religijnych. Książka ta, Brahin-e-Ahmadiyya, z początku miała być wydana w pięćdziesięciu tomach, lecz udało mu się wydać jedyne pierwsze pięć, gdy porwały go burzliwe wydarzenia i od tamtej pory nie było już dla niego możliwe dokończenie tego przedsięwzięcia. Jednakże był on autorem wielu późniejszych książek, napisanych w odpowiedzi na wymogi tamtych czasów. W sumie objęły one prawie cały temat, który chciał pierwotnie omówić oraz wiele więcej. Na dobrą sprawę powiedzieć można, iż więcej niż spełnił swój zamiar tyle, że nie pod zamierzonym tytułem. Niesłychanym jest, jak był on w stanie napisać tak wiele praktycznie sam, bez jakiejkolwiek prawie pomocy ze strony duchownych. W sumie był aktorem ponad stu dziesięciu książek, listów i traktatów.[2]

Nie tylko jego dzieła literackie zapewniły mu tak wielkie rozpoznanie na całym subkontynencie, lecz także i jego cnoty duchowe odegrały wielką rolę w jego dorobieniu się powszechnej sławy i szacunku.

U świtu jego rosnącej i szerzącej się reputacji został on powołany przez Boga do poniesienia poważnej odpowiedzialności bycia Reformatorem Dni Ostatnich , wyczekiwanym przez prawie wszystkie religie świata. Z punktu widzenia muzułmanów, był on Al-Mahdi, reformatorem prowadzonym przez Boga. Ze wspólnego punktu widzenia chrześcijan oraz muzułmanów, nadany był mu status Obiecanego Mesjasza, który miał spełnić przepowiednię ponownego nadejścia Jezusa Chrystusa. Jednakże mianowanie to kosztowało go całą swą wcześniejszą sławę i popularność. Jego Świątobliwość(Hadrat) Mirza Ghulam Ahmad, wyznaczony przez Boga duchowy Reformator epoki, został po tym porzucony nie tylko przez wyznawców innych wiar, ale jeszcze bardziej przez samych muzułmanów w Indiach, ludzi, o sprawę których tak kompetentnie i oddanie walczył.

Stanowiło to dla niego praktycznie nowe, duchowe narodziny. Podobnie, jak przyszedł na świat sam, tak i teraz rozpocząć miał nowe życie jako pojedynczy człowiek w świecie religii, porzucony przez zgoła wszystkich wokół. Lecz Bóg go nie opuścił. Cały czas go wspierał i podpowiadał w różnych objawieniach, które to otrzymywał w czasie wielkiej wrogości zwróconej do niego. W innym czasie objawione zostało:

„Ostrzegający przybył na świat, lecz nie został uznany, ale Bóg go uzna i ustanowi jego prawdę  potężnymi znakami.”

„Zaniosę twoje przesłanie na krańce ziemi.”

To niektóre z wczesnych objawień, które pomogły mu wytrwać w czasie kompletnej samotności i odrzucenia, którą to cierpiał z rąk swych oponentów. Od tamtej pory minęło ponad sto lat, a obraz, który się powoli, lecz miarowo wyłonił w pełni podpiera jego stwierdzenia i proroctwa, oraz prawdę jego objawień.

Ta jedna osoba rozrosła się w dziesięć milionów wiernych na całym świecie w stu trzydziestu czterech krajach rozsianych po pięciu kontynentach. Jego przesłanie dotarło do krańców świata, od najbardziej oddalonego zachodu do najodleglejszego wschodu uznawany On jest za Obiecanego, Prowadzonego Przywódcę i Obiecanego Mesjasza Ponownego Nadejścia w Amerykach, Europie, Afryce, Azji a nawet na dalekich wyspach południowo-wschodniego Pacyfiku, jak Fidżi, Tuvalu, Wyspy Salomona, itp. Mimo tego, jego wyznawcy stanowią jedynie małą, nieznaczną grupę w porównaniu do ogromnych mas świata chrześcijańskiego.

Dokonania Wspólnoty Jego Świątobliwości Mirzy Ghulama Ahmada wymagały by zbyt wiele miejsca, aby opisać – miejsca, którego tutaj nie mamy – ale istotne jest, iż żaden inny współczesny ruch religijny nie rozwinął się i rozprzestrzenił tak błyskawicznie, tak pewnie krocząc. Nie jest to kult ani nowomoda. To poważne przesłanie, wielki trud, który wymaga wielkiej pracy i dyscypliny ze strony tych, którzy się go podejmują. Ci, którzy za nim podążają czynią tak, biorąc na siebie ogromne obowiązki do wykonywania przez całe swe życia. Jest prawie tak surowe jak wczesna społeczność Esseńczyków. Zaakceptowanie Jego Świątobliwości Mirzy Ghulama Ahmada jako Obiecanego Mesjasza nie jest decyzją pochopną, lecz zobowiązaniem na resztę życia. Przyjmowani do jego Wspólnoty zapomnieć muszą o większości błahych przyjemności swego życia, nie na modłę ascetyków oraz pustelników, lecz z głębokim przekonaniem, oddaniem, satysfakcją i zadowoleniem serca, które pozwala im na poświęcenie i wytrwanie w jego sprawie w wysokim stopniu doskonałości. Stworzył on światową społeczność, która nie ma równych w poświęceniu finansowym. Wszyscy zarabiający członkowie Społeczności zobowiązują się do płacenia przynajmniej jednej szesnastej swego przychodu na rzecz szlachetnej sprawy. Duch dobrowolnego poświęcenia i ilość dobrowolnej pracy wykonywanej na całym świecie zdolna jest zawrócić w głowie. Wszystko to bez żadnego rodzaju przymusu. Ci, którzy są w stanie włożyć w to swą część pracy czy też datków finansowych uważają się w tym za uprzywilejowanych.

Jest to społeczność całkowicie niezależna finansowo. Ten powszechny system dobrowolnych darów stosowany jest przez ostatnie sto lat z niezwykłą czystością i moralną integralnością. To w tym leży jego tajemnica utrzymania swej niezależności od zewnętrznych wpływów przez ponad wiek. Ale jest to tylko obraz tylko z jednej perspektywy. Patrząc na jakość jego wyznawców z innych perspektyw daje nie mniej fascynujący obraz. Jest to społeczność wyróżniająca się swym moralnym, pokojowym współistnieniem, wzajemną miłością i głębokim szacunkiem do ludzkich wartości. Stanowi ona społeczność religijną wielce cenioną na całym świecie za swe poszanowanie prawa i wzgląd na odpowiednie stosunki międzyludzkie, bez względu na pochodzenie, rasę czy wyznanie.

Wydawać by się mogło, iż wyszliśmy poza obszar mający cokolwiek wspólnego z naszą dyskusją. Pozwólcie, iż bardzo szanownie wskażemy, iż nie na tym sprawa polega. Istotność tej dyskusji może być lepiej zrozumiana w świetle głębokiego spostrzeżenia Jezusa Chrystusa, który to powiedział, iż drzewo poznaje się po owocach. (Ew. wg Św. Mateusza 12:33)

Jeśli ktokolwiek jest dziś poważnie zainteresowany zbadaniem uczciwości zamiarów Jego Świątobliwości Mirzy Ghulama Ahmada, stanowi to najlepsze i najwiarygodniejsze kryterium. Na podstawie tego kryterium ocenić można, czy rzeczywiście jest on Obiecanym Mesjaszem, którego nadejście zapowiedział nie tylko sam Jezus Chrystus, ale także i Święty Założyciel Islamu. Odkrycie, jakich to pozyskał on wyznawców i cóż stało się z nimi w okresie wieku stanowi bardzo wynagradzające doświadczenie. Narasta też kwestia, czy byli oni traktowani tak samo przez czas jak to traktowano wyznawców Jezusa Chrystusa w pierwszym wieku Chrześcijaństwa? Trzeba zadać pytanie, jakie było podejście Boga do Hadrata Mirzy Ghulama Ahmada w obliczu wielu prób podjętych aby zgładzić i zniszczyć zarówno jego, jaki jego Społeczność? Czy podejście Boga było na rękę, czy też przeciw tak ciemiężonej społeczności? Jeśli, tak jak wcześni chrześcijanie, wyznawcy Hadrata Mirzy Ghulama Ahmada także doświadczyli tego samego wsparcia Boga w obliczu wszelkich trudów, jeśli kiedykolwiek, podczas bycia mielonymi przez młyn prześladowania, zamiast bycia zgniecionymi, wyszli oni jego drugą stroną jeszcze więksi niż wcześniej, jeszcze bardziej potężni i szanowani, to oczywiście nie można tego tak łatwo przekreślić. Nie są to już wielkie słowa szaleńca, czy też zmyślne fantazje wyobraźni kogoś śniącego na jawie. Ahmadiyyat stał się czymś, co należy traktować poważnie, z o wiele większą powagą niż chrześcijaństwo mogło sobie życzyć pod koniec swego pierwszego wieku istnienia.

Był to przypadek autentycznego Mesjasza, który miał swe miejsce w historii i nie stanowił produktu fikcji, tak jak i ten przypadek Mesjasza, którego ponowne nadejście stało się naprawdę i było tak prawdziwe, jak jego pierwsze pojawienie się jako wybranego przez Boga przywódcy. Decyzja o dalszym życiu w świecie legend i mitów i nieskończone wyczekiwanie na obiecanych reformatorów ich religii i wiar, czy też zaakceptowanie twardej prawdy tego życia, należy całkowicie do ludzi tego okresu. Na jedno musimy się zgodzić – iż często wywyższano religijnych przywódców z rangi zwykłych ludzi do rang bóstw. Często wyobrażano sobie, iż przywódcy ci wstąpili do nieba, by oczekiwać gdzieś w pustych zakamarkach kosmosu na swą ponowną wizytę na planecie Ziemi. Nie ma powodu, abyśmy akceptowali jedno i odrzucali drugie, ponieważ są to tylko wierzenia, bez żadnych stanowczych, naukowych dowodów, które by popierały ich prawdomówność. Stąd nie ma innego wyjścia poza zaakceptowaniem ich wszystkich, bądź też całkowitym odrzuceniem. Stanowi to jedyne uczciwe i sprawiedliwe rozwiązanie. Jedno jest pewne – po swym odejściu z doczesnego świata, bez względu na to, w jakich to rzekomych okolicznościach, żadne z nich nie powróciło w znanej historii ludzkości na Ziemię. Ponownie, z całą pewnością wszyscy boży i duchowi przywódcy, których to wywyższono do statusu bóstw czy też wspólników Bożych, rozpoczęli swe życie jako zwyczajni, skromni ludzie i żyli aż do śmierci życiem ludzkim. Dopiero ich wyznawcy zrobili z nich bogów. Pamiętajcie jednak, iż żaden z nich nie zademonstrował swej roli w funkcjonowaniu natury. Zawsze istniała tylko Jedna Dłoń, która zdawała się pełnić pieczę nad prawami natury. Zwierciadło niebieskie oraz prawa natury na każdym poziomie odzwierciedlają twarz tylko i wyłącznie Jednego Boga. Święty Koran mówi:

I powiadają:,, Miłosierny Bóg wziął sobie syna’’. Niechybnie wypowiedzieliście rzecz najbardziej ohydną. Niebo mogłoby od tego pęknąć, a ziemia rozstąpić się, góry zaś rozpaść się na kawałki. Albowiem przypisują syna Bogu Miłosiernemu. Nie wypada Bogu Miłosiernemu, aby brał sobie syna.  (Święty Koran, 19:89-93)


[1] P.D. Ouspensky, 'A New Model of the Universe’, p. 149-150, Kegan Paul, Trench, Trubener & Co., Ltd 1938
[2] Liczba ta nie zawiera w sobie przeogromnej ilości listów, które napisał on do swych uczniów i innych, których to było tysiące (Wydawca)