Rola Ducha Świętego – Do tej pory omówiliśmy kwestię Jezusa, zwanego „Synem”, oraz Boga, przypuszczalnego dosłownego „Ojca” Jezusa. Jednak jest jeszcze trzecia osoba zwana „Duchem Świętym”, która to, według dogmatu chrześcijańskiego, pomimo posiadania oddzielnej, indywidualnej osobowości, nadal połączona jest tak kompletnie i wiecznie z „Ojcem” oraz „Synem”, iż ich łącznik tworzy jedność z trójcy. Teraz zwracamy naszą uwagę ku tej kwestii, pytając, czy też Duch Święty posiada oddzielne Bogu i Jezusowi ego, czy też współdzielą oni pojedyncze ego? Ego może tutaj być rozumiane jako ostateczną istotę świadomości, która to, w ostatecznej analizie, jest niepodzielna i specyficzna każdej osobie. Ta sama ostateczna świadomości swej osoby jako osobnej innym daje początek „ja” i „moje”, w przeciwieństwie do „on” i „jego” oraz „ty” i „twoje”.
Spoglądając na trzy części Boskości, musimy jasno określić, czy ta trójka posiada każda własne, osobne ego, czy też nie. Jeśli nie posiadają osobnych eg, przypisywanie im osób byłoby niewyobrażalne. Każda osoba, nie ważne jak bliska innej, musi posiadać własną, osobną świadomość swego istnienia.
„Oficjalne stanowisko” większości kościołów jest bardzo jasne i dobrze zdefiniowane i mówi, iż każda z trzech osób istoty Boga ma swą „własną”, osobną osobowość. Więc nie jest to po prostu „Trzy w Jednym”, ale raczej trzy osoby w jednej osobie. Gorzkie spotkanie Jezusa ze śmiercią i jego przeznaczone konsekwencje musiały być równie dzielone z Duchem Świętym. Powinien on zatem także zostać zawarty w ofierze, obok Jezusa. Musiał on cierpieć piekło w towarzystwie Jezusa oraz Boga Ojca. Jeśli nie, nie da się nie wyciągnąć nieuchronnego wniosku, iż nie tylko były to trzy osobne, różne osoby, lecz także ich zdolności i odczucia umysłu i serca musiały być różne, oddzielne i od siebie odizolowane.
W próbie poszerzenia naszej wizji Trójcy powinniśmy spróbować wizualizować fakt połączenia trzech osób lub też wiecznego istnienia jako połączonych w jedność. Do tej pory nie udało nam się wyobrazić, jak mogli oni się połączyć w swych odczuciach i procesach myślowych.
Jedyną w takim razie pozostałą możliwością jest połączenie w ciele. Przypomina to, w mniejszej skali, hydrę, potwora z greckiej mitologii, który to posiadał wiele głów, które odrastały po ucięciu. Oczywiście człowiek nie jest w stanie zrozumieć prawdziwą istotę Boga i tego, jak działają jego cechy, lecz bardzo łatwym i nieskomplikowanym jest uwierzenie w jedną istotę bez specyficznych obszarów, do których przypisane byłyby określone funkcje, takie, jak głowa, serce, nerki itp. Jednak scenariusz oddzielnych, indywidualnych myśli i odczuć jest zdecydowanie sprzeczny z tym nadmienionym, o pojedynczej istocie. Tworzy to obraz Boga, w który ludziom bardzo ciężko uwierzyć i który ciężko sobie wyobrazić, wiele z których żyło długo z dogmatami chrześcijaństwa bez poddawania ich w wątpliwość i w jakiś sposób zamknęło oczy przed takimi kłującymi naruszeniami ludzkiego intelektu, który to ponoć został stworzony przez samego Boga.
Duch Święty oraz Stworzenie
Nie widać, aby Duch Święty czy też Jezus Chrystus odegrali jakąkolwiek rolę w boskim planie stworzenia: Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię (Księga Rodzaju 1:1). Oczywiście mowa w Starym Testamencie o „Bogu Ojcu”, bez żadnej wzmianki o Chrystusie lub Duchu Świętym. Wciągu całego okresu przedchrześcijańskiego, wśród wszystkich Żydów wierzących w Stary Testament i zapewne słyszeli ten werset tysiące razy, nie znalazł się ani jeden, który wyczytałby w historii stworzenia Wszechświata imię Chrystusa czy Ducha Świętego. Św. Jan w swej Ewangelii sugeruje, iż to Słowo odnosi się do Jezusa (Ew. wg Św. Jana 1:1)[1]. Dziwi fakt, iż tak ważny temat poruszony jest tylko przez autora tylko jednej Ewangelii; przez kogoś, kto nie był nawet uczniem Jezusa. Nawet, jeśli zaakceptować jego słowo jako słowo Boga, nadal może to tylko oznaczać Wolę Boską; koncept ten jest powszechny w wielu religiach odnośnie Stworzenia.
O dziwo udział Chrystusa i Ducha Świętego w Stworzeniu pozostał tajemnicą nawet dla samego Jezusa. Nie uświadczymy w Piśmie ani jednego stwierdzenia Jezusa Chrystusa, w którym to stwierdzałby, iż jest „Słowem”. A zatem ani Jezus, ani też Duch Święty nie odegrali żadnej roli w stworzeniu świata. Mówi się też, iż to Bóg Ojciec sam, własnymi rękami stworzył człowieka z prochu. Nigdy nie uświadczyłem w żadnych chrześcijańskich pismach wzmianki, iż ręce te należały do Jezusa i Ducha Świętego, tak więc Bóg stworzył wszystko bez najmniejszej pomocy czy też udziału Jezusa i Ducha Świętego. Czy byli oni jedynie biernymi obserwatorami ogólnie zgodnymi z poczynaniami Boga, czy też autentycznie brali w nich udział? Jeśli to drugie jest bardziej akceptowalne przez chrześcijańskich teologów, to narasta od razu pytanie, czy każde z nich było samo w sobie zdolne do tworzenia, bez pomocy reszty, czy też jedynie wspólnie razem? Czy, jeśli wszyscy trzej musieli zebrać się razem, by tworzyć, ich rola w tym była równa, czy też jeden z nich musiał włożyć większą część pracy w proces stworzenia? Czy byli oni trzema osobami z różnymi, zarówno rodzajem jak i potęgą mocami, czy też współdzielili swe moce po równo? Nie da się zaprzeczyć, iż bez względu na to, którą z dwóch opcji wybierze się, każda z części Trójcy staje się niezdolna do stworzenia czegokolwiek w pojedynkę.
Jeśli ten sam argument wysunąć dalej, na inne Boskie aspekty, teologów chrześcijańskich męczyć będzie wciąż to samo pytanie. Pod koniec chrześcijanie będą musieli przyznać, iż nie wierzą w jedną, spójną osobę Boga, z trzema aspektami i wyrażeniami jednej głównej mocy i wielkości, ale że raczej wierzą w trzy uzupełniające się części istoty Boga, będące trzema częściami Jego Ciała. Kwestia ich równości czy też nierówności miałaby wtedy dość nikłą wagę.
Weźmy, na przykład, cechę Sprawiedliwości i Przebaczenia. „Syn” wydaje się być bardziej współczujący, podczas gdy Bóg Ojciec mniej sprawiedliwy niż Duch Święty, który to nie miał żadnego udziału w niesprawiedliwości Boga Ojca.
Drugą wymienioną przez nas możliwością był wspólny, bierny udział Jezusa i Ducha Świętego w akcie stworzenia i uporządkowania praw natury. Jeśli tak, niesie to ze sobą wiele dalszych pytań. Po pierwsze, jaka przypisana jest dwóm wspólnikom Boga rola w wykonywaniu swych Boskich funkcji? Jeśli są oni biernymi, cichymi obserwatorami, niczym drzemiący wspólnicy, automatycznie oddelegowuje ich to na dalszą, gorszą pozycję, w której to współistnieją z Bogiem, ale praktycznie bez współdzielenia Jego Mocy. Taka idea Boga posiadającego dwa niefunkcjonalne członki jest co najmniej bardzo przedziwna i zastanawiam się, czyje jest to w stanie zaspokoić sumienie. Racjonalnie jest to oczywiście nie do zaakceptowania i nie współgra z chrześcijańską ideą „Trzech w Jednym” i „Jednego w Trzech”. Jedność w trójcy jest nie do osiągnięcia, lub choćby do wyobrażenia, jeśli nie ma w niej kompletnego ujednolicenia woli, mocy i jakiegokolwiek doświadczenia życiowego, które można przypisać pojedynczej, żyjącej istocie.
W przypadku Ducha Świętego jako osobnej osoby, o ile ta osoba nie zjednoczy się kompletnie i nieodwracalnie, zatracając w pozostałych dwóch całą swą tożsamość, nie istnieje żadna nadzieja na powstanie boga o głowach hydry, ze wspólnymi myślami, wspólną wolą i wspólnym ciałem.
Tajemnica czy Paradoks
Do zaakceptowania jest czyjaś wiara w coś nie w pełni jej zrozumiałego z powodu jakichś niepodważalnych dowodów. Na przykład, wielu ludzi nie rozumie w pełni zjawisk, które umożliwiają funkcjonowanie nadajników i odbiorników radiowych, czy też transmisję sygnału audio-wideo, który jest później przetwarzany na wizję i dźwięk w telewizorze. Lecz nawet najbardziej nieświadoma osoba uwierzy w autentyczność radia i telewizji. Podobnie wielu z nas nie rozumie, jak działają komputery, lecz praktycznie nikt w tych nowoczesnych czasach nie śmiałby podważyć z tego powodu ich istnienia. Takie przypadki mogą być nazywane tajemnicami, lecz nie ma wątpliwości co do ich egzystencji i żadnych podstaw, by drwić z tych, którzy w nie wierzą – oczywiście o ile można je podeprzeć niepodważalnymi dowodami.
Akceptujemy także, iż podejście o wiele bardziej pobłażliwe może być i jest stosowane w stosunku do wielu tajemnic pod postacią religijnych dogmatów. Ogromna ilość ludzi wierzy w takie dogmaty bez ich zrozumienia czy też możliwości wytłumaczenia. Wygląda na to, iż po dziedziczeniu przez pokolenia takich doktryn zaczyna się je traktować z góry za prawdę. Lecz jeśli w takich dogmatach znajdą się elementy sprzeczne i paradoksalne, nie można ich usprawiedliwić tym, że wiara w kłopoczące tajemnice tłumaczy także wiarę w paradoksy. To tutaj właśnie sprawa zaczyna się komplikować. Mogę wierzyć w coś, czego nie rozumiem, lecz nie mogę wierzyć w coś, co samo w sobie jest sprzeczne i mam nadzieję, że żadna inna osoba przy swoich zmysłach także nie jest w stanie. Na przykład, nie jestem w stanie pojąć, jak robi się zegarek; w porządku, ale nie mam prawa by wierzyć, iż zegarek ten jest równocześnie żyjącym, szczekającym psem. Nie jest to tajemniczy dogmat, ale zwyczajna jawna sprzeczność.
Gdy między dwoma lub wieloma atrybutami Boga występuje sprzeczność, lub gdy słowo Boga jest niekonsekwentne z Jego czynami, przekraczane są granice tajemnicy i z jej sfery przechodzi się do świata fantazji. Jeśli zostanie im to udowodnione, naturalnym powinno być oczekiwanie od wierzących w sprzeczności, iż naprawią swoje przekonania i zreformują zgodnie z tym swą wiarę. Niestety jednak, w naszych rozmowach z niektórymi chrześcijańskimi księżmi wyszło na jaw, że zatwardziale trzymają się oni stanowiska, iż bycie Jezusa na raz człowiekiem i bogiem nie jest żadną sprzecznością. Nie wydaje im się także sprzeczne to, iż jedna osoba może być na raz trzema bez występowania u nich jakiejkolwiek różnicy w ich charakterach. Nalegają, iż wiara naraz w jednego Boga oraz w trzyczęściową istotę boską, składającą się z Boga, Ducha Świętego i Syna, nie jest paradoksem, ale jedynie tajemnicą.
Zamknęli oni swe oczy na sprzeczności w ich założeniu, iż Bóg pozostaje pojedynczą istotą mimo faktu, iż osoba Boga „Ojca” znacznie różni się od osoby Jezusa „Syna” oraz od „Ducha Świętego”. Gdy mówimy im, w zdumieniu, iż mamy na myśli trzy osoby, nie różne aspekty, zachowania i atrybuty jednej istoty, i że bycie Boga „Jednym w Trzech” i „Trzema w Jednym” jest z pewnością nie tajemnicą, lecz jawną sprzecznością, kiwają oni pobłażliwie głowami i grzecznie proszą nas, abyśmy wkroczyli w sprzeczności w innym obszarze rozmowy. Wymagają od nas, abyśmy najpierw uwierzyli w coś nie do uwierzenia i kroczyli stamtąd dalej, abyśmy rozwinęli w sobie wiarę w sprzeczności, lub tajemnice, jak to są o wiele bardziej skorzy je nazywać. Niechrześcijanin, w takim razie, nie jest w stanie zrozumieć sprzeczności chrześcijańskich dogmatów i by zrozumieć to, w co nie wierzy, musi wpierw uwierzyć bez zrozumienia. Taki jest świat chrześcijańskiej fantazji, do którego to zaprasza się nas, niechrześcijan. Lecz ten czarodziejski, latający dywan fantazji nie chce latać, jeśli stoi na nim niewierzący.
[1] Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (Ew. wg Św. Jana 1:1)